Wyobraźcie sobie, że całe miasto na dziewięć dni zmienia się w wielki, wegański festiwal. Tysiące ludzi przez ten czas je wyłącznie wegańsko, w sklepach pojawiają się dziesiątki wegańskich produktów, budynki przystrojone są kolorowymi flagami symbolizującymi święto, a ulice po horyzont wypełniają się straganami z najróżniejszymi, wegańskimi potrawami. Możecie chodzić pomiędzy nimi i od rana do wieczora próbować najlepszych, autentycznych dań różnych azjatyckich kuchni. To nie sen, to Festiwal Dziewięciu Bogów.
Festiwal Dziewięciu Bogów wywodzi się z taoizmu i odbywa się co roku. Jest świętem ruchomym, jego początek przypada zawsze na 15 dzień 10 miesiąca księżycowego, czyli w okolicach września lub października. Trwa dziewięć dni w trakcie których wszyscy wyznawcy taoizmu nie jedzą mięsa, ryb, nabiału oraz w większości również jajek. Jednocześnie z okazji festiwalu wychodzą na ulice i sprzedają ulubione dania w wegańskim wydaniu – stragany z jedzeniem są wszędzie i naprawdę uginają się pod różnorodnymi potrawami i nie sposób wybrać, które spróbować najpierw.
Tajski Wegetariański Festiwal
Chociaż Festiwal wywodzi się z taoizmu, najintensywniej świętuje się go w Tajlandii, a także w Singapurze, Malezji oraz Indonezji. W kraju Tajów nazywa się thetsakan kin che (เทศกาลกินเจ) co dosłownie oznacza Wegetariański Festiwal. Jego symbolem są żółto – czerwone flagi z napisem เจ, który z daleka często wygląda jak 17. Wyjątkowo hucznie i spektakularnie obchodzi się go na wyspie Phuket, gdzie towarzyszą mu widowiskowe religijne obrzędy, jednak najróżnorodniejsze i najlepsze potrawy można spotkać w stolicy. Niektóre pochodzą z tradycyjnej kuchni chińskiej różnych prowincji, inne to typowe dania tajskie, a jeszcze inne są mariażem tych dwóch kuchni. Dlatego ja swoje kroki skierowałam do Bangkoku, gdzie Wegetariański Festiwal wiruje od rana do nocy w China Town, a także rozlewa się na wszystkie pozostałe dzielnice miasta.
Bangkok przechodzi na weganizm
W trakcie święta cała chińska dzielnica pełna jest budek, stoisk i straganów, w których można kupić ulubione dania od wiekowych, chińskich gospodyń. Budek jest tak dużo, że nie sposób ich zliczyć, więc łatwo o oczopląs i prawdziwy ślinotok. Są ściśnięte między sobą w każdym zaułku, przejściu oraz zakamarku. Dodatkowo w pozostałej części miasta restauracje również przybierają żółto – czerwone kolory Wegetariańskiego Festiwalu i w kartach pojawiają się specjalne, bezmięsne potrawy. Ba, nawet sklepy spożywcze pełne są festiwalowego jedzenia, a w Starbucksie z tej okazji pojawiają się wegańskie, tematyczne opcje. To trochę jak wegański sen, bo wystarczy pójść gdziekolwiek i jeść po kolei wszystko, na co tylko przyjdzie ochota. Można nie tylko spróbować wielu klasycznych dań w bezmięsnej wersji, ale też zakosztować receptur, które chińskie mistrzynie kuchni wyciągają tylko raz do roku na tą jedną, specjalną okazję. A co najlepsze wszystkie te dania są tak autentyczne i drapieżne, jak się da – nie są złagodzone pod kubki smakowe wegetarian, ani tym bardziej pod białych turystów. Gotują je mięsożerne kucharki, dla mięsożernych gości. Jednocześnie świetnie znają smak oryginalnych potraw oraz od pokoleń uczą się, jak na te kilka dni przygotować je równie dobrze, w wersji wegańskiej. To naprawdę wybuchowa, charakterna mieszanka.
Instrukcja obsługi festiwalowej uczty
Jak i dokąd dojechać?
Żeby trafić do serca Festiwalu wystarczy dostać się do China Town. Ucztę dobrze zacząć od głównej ulicy Yaowarat Road, a następnie powoli skręcać w pomniejsze uliczki. Można się tam dostać pieszo, metrem, taksówką lub tuktukiem, ale szczególnie przyjemna jest podróż łódką. Wystarczy wysiąść na przystani Ratchawong, a następnie przejść kilkadziesiąt metrów Ratchawong Road i będziecie już na Yaowarat Road.
Jak wybierać?
Na miejscu warto jeszcze przez chwilę powstrzymać apetyt i rozejrzeć się, gdzie stoją najdłuższe kolejki. Po chwili też zauważycie, że w pierwszym rzędzie stoją tymczasowe budki, które powstały na czas święta; zaś w drugiej linii są restauracje i stoiska, które są w China Town na co dzień. Najlepiej będzie zacząć od tymczasowych straganów, ponieważ serwują małe porcje i różnorodne dania – wybierajcie te, w których stoi najdłuższa kolejka. Wtedy po kilku przekąskach z przyjemnością usiądziecie w nieco spokojniejszych i cichszych bufetach skrytych za straganami.
Co wybierać?
Żeby zapoznać się z prawdziwą, zadziorną kuchnią tajską w wege wydaniu dobrze będzie poszukać tajskich klasyków, takich jak: prawdziwe i ostre jak diabli zielone oraz czerwone curry; niepowtarzalnie pyszne Massaman curry z ziemniakami i fistaszkami; tom kha z mnóstwem grzybów lub tofu; tom yam z bakłażanami; wspaniała sałatka z papai podkręcona sosem sojowym; tofu kung pao i przede wszystkim moje ukochane danie, czyli wegański laab. Oryginalny laab to mięsna sałatka, w wersji wege zamiast mięsa występują smażone, mielone grzyby doprawione szalotką, chili, limonką, miętą oraz szczypiorem. Jeśli boicie się ostrości tajskich dań to zacznijcie od massaman curry, tom kha oraz sałatki z papai, sygnalizując przy zamówieniu pożądany poziom ostrości. Dopiero potem po kilku łykach soku z mango spróbujcie zielonego curry oraz laabu, a czerwone curry zostawcie na koniec.
W związku z chińskim charakterem święta koniecznie trzeba też spróbować oryginalnych, chińskich dań z różnych prowincji. Wiele z nich jest prawdziwą ucztą dla miłośników fake meatu, ponieważ nie tylko wyglądają, ale też nazywają się zupełnie tak samo. Słodko – kwaśna wołowina; kaczka po pekińsku; wołowina chow – fun; boczek glazurowany w sosie sojowym to tylko jedne z wielu propozycji. Brzmi trochę dziwnie, prawda? Wszystko zrobione jest ze strączkowych protein i do złudzenia przypomina mięsne dania. Osoby, które nie przepadają za takimi podróbkami też będą miały w czym wybierać: bok choy w fermentowanym sosie sojowym; ziemniaki smażone w karmelu; bambus z prażonym kokosem; dim sum z selerem; won ton z grzybami; baozi ze szpinakiem; smażone łodygi grejpfruta… Wyliczać można by do rana, a i tak nie udałoby się opisać wszystkiego, co można znaleźć na ulicach China Town, dlatego zdecydowanie warto na nim spędzić przynajmniej 2 – 3 dni.
Tryumf kuchni wegetariańskiej i wegańskiej
Festiwal Dziewięciu Bogów to nie tylko festiwal wegetariańskiego jedzenia; to uliczne święto kuchni, przeplatających się kulinarnych tradycji oraz dowód na to, że daniom bez mięsa nie brakuje absolutnie niczego. To też lekcja, że absolutnie każde danie, można przygotować wegańsko, a cały sekret tkwi w przyprawach. A przede wszystkim to niezapomniana, życiowa uczta – zarówno dla wegetarian oraz wegan jak i dla osób jedzących mięso.
XXX
Marta
Nocleg w hotelu w China Town: 50 – 150 pln
Kurs statkiem do China Town: 1 – 2 pln
Zielone curry: 5 pln
Massaman curry: 5 pln
Laab: 6 pln
Porcja baozi: 4 pln
Won ton z grzybami: 6 pln
Wegetariańska wołowina chow fun: 6 pln
Ciastka z durianem: 50 gr za sztukę
Już za kilka dni dodam też relację z wegańskiego Bangkoku poza festiwalem – dla wszystkich tych, którzy jadą tam w innym czasie. A jeśli macie jakieś pytania lub sugestie odnośnie tego czy też kolejnego wpisu – dawajcie znać w komentarzach!
Bambus gotowany na parze z kokosem, limonką oraz mnóstwem chili
Wygląda obłędnie! Słyszałam o tym festiwalu i cieszę się, że wreszcie mogę poczytać Twoją relację stamtąd. Świetna robota! Czekam na ksiażkę <3
Zazdroszczę podróży. Wszystko wygląda obłędnie i chciałoby się pokosztować 🙂
Fantastyczna wyprawa!! Czekam na post o wegańskim Bangkoku, niebawem ruszam do Tajlandii :))) dzięki!!
Wow jakie to wszystko musi być dobre !
Super poczytać a teraz jak znam twoje zamiłowanie do poszukiwań możemy się spodziewać przepisów rodem z Festiwalu. Ja czekam z niecierpliwością 🙂
Kurcze, wlasnie! W taka podroz raczej sie nie wybiore, ale fascynujaco byloby urzadzic taki festiwal dla samego siebie! I znajomych 🙂 U siebie na kanapie:)
Marta już wspominała, że celem podróży jest jest poszukiwanie inspiracji do nowej książki, więc jestem pewna, że przepisy będą 🙂
O, a jak sie upewniasz, ze sie nie rozchorujesz po takich ulicznych doswiadczeniach?
Hej Marta! Cudowny wpis – wpisuję sobie to święto na listę „to do” 😉 Liżę ekran! 😀 My byliśmy w tym roku w Malezji (za jakiś czas zamieścimy u nas relacje – zapraszam!) i to było najbardziej niesamowite doświadczenie jedzeniowo – kulinarne w naszym życiu. Kuchnia tego regionu to jest po prostu kosmos i gastronomiczny orgazm 🙂 Fake meaty s tam też szokujące – raz poszliśmy do wegańskiej chińskiej restauracji. Bierzemy menu, a tam kilkadziesiąt dań mięsnych… Dopytujemy, a to wszystko 100% wegańskie. Były tam nawet takie kwiatki jak dania z jeży… – wegańskie. Zazdroszczę podróży i czekam na kolejne wpisy! Bon Voyage! 🙂
Bardzo liczę, że przywieziesz jakieś fajne przepisy. Najlepiej na wszystkie nadziewane cuda – np. ciastka z czarną fasolą. 🙂
Wspaniale to wszystko wyglada,czyli niebo istnieje 🙂
Narobilas mi smaka, szczegolnie na te wszystkie pierozki,nalesniczki i ciasteczka 🙂
Dziekuje za ta podroz i mam nadzieje,ze w przyszlym roku zrobie sobie prezent urodzinowy i tam polece 🙂
wspanialej dalszej podrozy :*
Aż ślina się pojawia 🙂
Mogę tam pojechać z Tobą w przyszłym roku??? 😀
Jedyne z czym miałabym na tym festiwalu problem to co wybrać do zjedzenia <3
Piękne zdjęcia i super przygotowany artykuł 🙂 Dziękujemy