Republika Singapuru to jeden z najmniejszych krajów w całej Azji. Słynie z pięknych parków, tropikalnej flory, a także z niezwykle ostrego prawa i mnóstwa zakazów: to właśnie w tym kraju panuje zakaz żucia gumy, zakaz jej wwożenia na teren kraju, zakaz palenia niemal we wszystkich miejscach publicznych, a za śmiecenie grozi grzywna w wysokości kilku tysięcy złotych. Jednak dla roślinożerców z całego świata Singapur zasłynął przede wszystkim jako prawdziwy wegański raj – bo to właśnie na tej tropikalnej wyspie jest najwięcej wege miejscówek na kilometr kwadratowy na całym świecie.
Społeczeństwo Singapuru, podobnie jak sąsiedniej Malezji, jest mocno zróżnicowane etnicznie. Niecałe 10% mieszkańców deklaruje przynależność do indyjskiej mniejszości, kolejne 13% do malezyjskiej, a aż 74% wywodzi się z chińskiej grupy etnicznej. I to właśnie za sprawą tej ostatniej grupy Miasto Lwa jest prawdziwym rajem dla wygłodniałych roślinożerców. Spośród ponad 500 wegetariańskich miejscówek (sic!) większość stanowią te oferujące obłędnie dobrą, charakterną, tradycyjną wegetariańską kuchnię chińską. A jeśli do tego dodać to, że w mieście mnóstwo jest też świetnych indyjskich restauracji, bezmięsnego street foodu i że niemal wszystkie uliczne desery są wegańskie, to nie pozostaje nic innego, jak tylko… wpisać Singapur na listę wymarzonych roślinnych podróży kulinarnych.
Jak tam w ogóle jest?
Singapur to miasto – mozaika, w którym skrajności wspaniale się przenikają i współgrają. Z jednej strony pełen jest wysokich, nowoczesnych budynków; z drugiej pełen parków, drzew i zieleni. Podobny duazlim panuje w strefie gastronomiczne. Pełno jest nowoczesnych wegańskich miejscówek, oferujących hummus, puddingi chia i kawę z dripa – w tych miejscach trzeba się liczyć z rachunkiem na około 70 złotych za śniadanie i czarną kawę. Jednak zupełnie równolegle wibruje świat bazarów, targowisk i hal z jedzeniem, gdzie za 10 złotych można zjeść z mieszkańcami okolicznych dzielnic wielki, wegański, tradycyjny obiad. Z reguły jest on tak aromatyczny, tak zadziorny i tak pełny umami, że czasem mimo wielkiego szyldu potwierdzającego wegetariańskość restauracji trudno jest uwierzyć, że naprawdę na talerzu nie ma mięsa. To właśnie w tych niepozornych budkach można spróbować jedzenia, dla którego przyjechałam z tak daleka.
Język, waluta i transport
Ogromnym ułatwieniem w Mieście Lwa jest to, że urzędowym językiem jest angielski – każdy mieszkaniec oraz mieszkanka choć trochę rozumie angielski, wszystkie ulice mają angielskie nazwy, a każda restauracja ma nazwę oraz menu w przynajmniej dwóch językach. Walutą jest dolar singapurski, który na dzień dzisiejszy równa się 2,80 pln. W mieście pełno jest bankomatów, więc wystarczy wybrać pożądaną kwotę i nie trzeba martwić się o kantory. Dodatkowym ułatwieniem jest świetnie funkcjonujące metro, tanie taksówki, baaardzo popularny Grab i mnóstwo spacerowych ścieżek, które ułatwiają przemieszczanie się pieszo. Łatwizna!
Wegański przewodnik po People’s Park Centre
- People’s Park Centre, 101 Upper Cross St: w China Town można znaleźć bardzo dużo różnych wegetariańskich restauracji. Ale te najpyszniejsze i najtłumniej odwiedzane są ukryte w niepozornym People’s Park Centre. To trącące myszką centrum handlowo – usługowe sąsiaduje z jednymi z najstarszych i największych osiedli w okolicy codziennie karmi tysiące mieszkających w okolicy seniorów i seniorek.
- Miao Yi, poziom 2: jedna z najstarszych i największych wegetariańskich restauracji w China Town. To miejsce, które wieczorami pełne jest ucztujących grup, rodzin świętujących szczególne okazje, par na randkach oraz roześmianych mnichów. To też restauracja, w której można zmierzyć się z chińską kultura restauracyjną, odmienną od tej znanej nam ze świata Zachodu. Kelnerzy i kelnerki są surowi oraz milczący; obsługuje się w sposób niewidoczny i skuteczny; a nalewanie sobie samemu herbaty i omijanie współbiesiadników wprowadza wszystkich w zakłopotanie. Właśnie dlatego tym bardziej warto odwiedzić Miao Yi – żeby spróbować wyjątkowej kuchni wegetariańskiej i zadać sobie trochę trudu w zrozumieniu świata, w którym się jest gościem. Wśród okolicznych mieszkańców Miao Yi ma opinię miejsca eleganckiego oraz serwującego najlepszą wegetariańską kuchnię. Dlatego też jest nieco droższe niż inne okoliczne knajpki – za obiad dla dwóch osób składający się z 3 małych dań, dzbanka herbaty oraz ryżu przyjdzie nam zapłacić około 40 SGD czyli około 115 złotych. Jeśli jednak macie ochotę na spokojną i przyjemną kolację zjedzoną w tradycyjnej restauracji to warto spędzić tu wieczór. Karta jest długa i podzielona na dania z warzyw, tofu, drób, wieprzowinę i owoce morza – wiem, że dla osób z Europy wydaje się to dziwne, ale chińska kuchnia wegetariańska opiera się na substytutach odwzorowującym tradycyjne potrawy. Specjalnością lokalu są właśnie te dania, więc podpytajcie kelnera albo obejrzyjcie fotografie w menu i spróbujcie na przykład żeberek z ananasem, szynki w czarnym pieprzu lub boczku z pieprzem syczuańskim i koniecznie wegetariańskiej kaczki. Wszystkie dania przysparzają o ciarki z rozkoszy i umami. Koszt dania głównego: 6$ – 10$, żeby dostać się do restauracji należy wejść do People’s Park Centre i wjechać na drugie piętro.
- Vegetarian House,….. : wymarzone miejsce na śniadanie, ponieważ specjalizuje się w wegańskim congee czyli ryżowej, gęstej zupie, która jest podstawowym śniadaniem dla wszystkich mieszkańców Singapuru i Chin. I nie ma ona nic wspólnego z przedszkolnym kleikiem – do wyboru jest congee z grzybami, z fasolkami albo rozkładające na łopatki congee z vegetarian duck. Do tego tylko zgarnijcie sos sojowy z lady i gwarantuję, że polubicie congee.
- ❤️ Kwan Inn, B1: to moja ulubiona restauracyjka w całym China Town, o ile nie w całym Singpaurze. Jedzenie jest tak świeże, gorące, soczyste i wspaniale doprawione, że codziennie jest tłumnie odwiedza przez rzesze okolicznych wegetarian. Czasem trzeba chwilę poczekać na swoją kolej oraz liczyć się tym, że jedzenie kończy się często jeszcze przed zamknięciem. Kwan Inn to typowa singapurska restauracja lunchowa, znajduje się na poziomie -1 tego samego centrum co Miao Yi. Przychodząc tutaj na obiad nie tylko spróbujecie świeżych i różnorodnych potraw, ale jeśli będziecie mieli ochotę zakolegujecie się z tłumnie ucztującymi tu emerytami. W stałym menu jest smażony ryż w ananasie, laksa oraz kilka rodzajów makaronu, jednak wszyscy uwielbiają Kwan Inn za ich codzienny bufet. Z reguły znajduje się tam kilka rodzajów protein oraz mnóstwo różnych warzyw, dlatego możecie wybrać to, na co akurat macie ochotę w zależności od apetytu. Wystarczy pokazać palcem na które dania macie ochotę oraz dać znać, czy wolicie biały, czy tez brązowy ryż. Zestaw składający się z 2 rodzajów warzyw oraz 1 rodzaju protein, ryżu oraz nielimitowanej zupy kosztuje 6 złotych, a ten z 2 rodzajami protein i 1 warzywem około 8 złotych. Jadłam tam lunche niemal codziennie, do najlepiej zapamiętanych przeze mnie potraw należą cudowne bakłażany z tajską bazylią i słodkim sosem sojowym, chińska kapusta z chili, kiełki smażone z olejem sezamowym, fasolka szparagowa z karmelizowanym czosnkiem, shiitake w dodatkowym grzybowym bulionie no i te wszystkie wspaniałe wegańskie kiełbaski z liśćmi curry, tofu z pieprzem syczuańskim, kawałki seitana w słodkim sosie sojowym i tak dalej. Koszt zestawu obiadowego: 6 – 10 złotych, żeby dostać się do Kwan Inn należy wejść do People’s Park Centre i zjechać na parter, a następnie zamiast kierować się do głównego food courtu udać się do tego mniejszego. Zobaczycie tam budkę z napisem „Vegetarian Food”, bingo!
- Thunder Tea Rice, B1: miejsce dla wegetariańskich i wegańskich szpiegów. Nie ma na nim żadnej kartki ani szyldu mówiącego o wegetariańskich daniach, a tymczasem to zupełnie wegańska restauracyjka specjalizująca się w thunder tea czyli pochodzącej z kuchni Hakka zupce składającej się ze zmielonej zielonej herbaty, świeżych ziół, orzechów oraz strączków. Tutejszą specjalnością jest właśnie ta zupka, którą podaje się w zestawach z ryżem lub makaronem – każde z nich jest podane z różnymi bardzo zdrowymi wegańskimi dodatkami, jak na przykład gotowana fasolka, gotowana soja, kiszona kapustka, kiszona rzepka, kiełki i ziarna sezamu. Zupka jest tak pyszna, że warto wziąć ją sobie na wynos – wystarczy do przygotowanego pudełeczka dolać trochę wrzątku i macie gotową thunder tea. Ceny od 1,5$ do 5$.
- Beziminenne desery na poziomie -1, B1: dobrze jest też zostawić odrobinę miejsca w żołądku i po obiedzie zjeść deser z budki, który sąsiaduje z Kwann Inn. Trudno jej nie zauważyć, bo jest tuż obok i ma widoczne menu pełne deserów, spośród których wszystkie są wegańskie. Miła niespodzianka, prawda? Podaje się tutaj najpopularniejsze singapurskie desery czyli na przykład chłodzący cheng tng z karmelizowanego cukru kokosowego, batatów, jęczmienia, tapioki oraz czerwonej fasolki z kruszonym lodem; proste tau fau czyli pudding z tofu w słodkim syropie oraz mój ulubiony łakoć, czyli pulut hitam. Jest to rodzaj kisielu przygotowywanego z czarnego kleistego ryżu z dodatkiem fasoli, podawany ze spora ilością kremowej kokosowej śmietanki. Miejsce szczególnie uwielbiane przez emerytów, jeśli usiądziecie razem z nimi na pewno dowiecie się mnóstwo o okolicy. Koszt deseru: 1$ – 2$.
-
Bezimienne desery na parterze: jak szaleć, to szaleć! Wychodząc z People’s Park Centre możecie też na parterze zaopatrzyć się w przekąski na drogę – na samym środku centrum, obok ruchomych schodów stoją przyklejone do siebie dwie budki. W jednej sprzedaje się wyłącznie słodkości, a w drugiej słodkie oraz słone przekąski. W tej pierwszej puśćcie wodze fantazji i wybierajcie spośród różnych kolorów ciasteczek nonya kueh, czyli najbardziej rozpoznawalnych łakoci w Malezji oraz Singapurze. Kueh to ogromna rodzina ciasteczek zrobionych najczęściej z kleistego ryżu – mają różne kształty, formy, nadzienia oraz dodatki. Na waszym miejscu wybierałabym wszystko, co pandanowe: kueh talam czyli lekko słone pandanowo – kokosowe, sago talam czyli różano, kokosowe z warstwą cukru kukosowego albo kueh lapis ze słodkich ziemniaków i pandanu. Koszt woreczka pełnego kueah to około 10 złotych. W drugiej budce nie dajcie się zwieść skwierczącym kiełbaskom i poproście o kueh tutu, zwane w Malezji putu piri, czyli przygotowywane na waszych oczach ciasteczka z mąki ryżowej z wybranym nadzieniem, upychane w uroczych foremkach i krótko gotowane na parze. Do wyboru nadzienie z solnego kokosa lub mielonych fistaszków, polecam miks obydwu smaków w cenie 2$.
Przewodnik po China Town i Tiong Bahru
- Yi Xin Vegetarian, 39 Temple Street: kiedy już opuścicie wspaniałe mury People’s Park i przyjdzie Wam ochota na zwiedzenie zabytkowego China Town oraz znajdującej się tam świątyni możecie skierować swoje kroki do Yi Xin, czyli jednej z kilku restauracji w pobliżu turystycznego centrum. Ze wszystkich tam upchniętych zdecydowanie najlepsza jest Yi Xin – na pozostałe nie traććie czasu, bo znajdziecie tam jedynie kiepskie chińskie dania dla turystów, hummus, bagietki oraz sałatkę grecką z tofu. Ble. Za to Yi Xin choć nie jest tak niewyobrażalnie pyszna jak knajpki w People’s Park oferuje kilka naprawdę wyjątkowych dań. Szczególnie warto spróbować ich laksy z mnóstwem sprężystego makaronu, chrupiącego tofu oraz nieprzyzwoicie mięsnym seitanem. Ten ostatni jest naprawdę dodatkiem dla koneserów – przyznam, że dla mnie był tak mięsny, że ledwo dałam radę go zjeść. Koszt laksy lub zestawu obiadowego: 14 złotych
- Ci Yan Vegetarian, 8 Smith St: jeśli zwiedzając China Town zapragniecie zjeść coś wyjątkowo zdrowego, bez smażenia na głębokim tłuszczu oraz bez dodatku seitana, zjedzcie obiad w Ci Yan, czyli knajpce specjalizującej się w zdrowej kuchni wegetariańskiej. Codziennie na obiad jest tutaj skomponowany zestaw składający się z brązowego ryżu, kilku rodzajów warzyw oraz tofu lub tempehu. Nie dajcie się przestraszyć właścicielowi, który sprawia wrażenie gburowatego – w gruncie rzeczy ma dobre intencje, a serwowane przez niego jedzenie jest świetną przeciwwagą dla dużej ilości seitanu oraz sojowych substytutów mięsa. Koszt zestawu: 22 złote
- Bezimienne desery, róg Temple Street i New Bridge Road:po zwiedzaniu, ostrej laksie lub zdrowym obiedzie w Ci Yan możecie sprawić sobie przyjemność deserem w jednej z dwóch sąsiadujących ze sobą herbaciarniach podających te same, sztandarowe singapurskie desery – wybierzcie tą, w której znajdziecie wolne miejsce. W karcie znajdziecie najpopularniejsze desery oraz różne rodzaje ice kechang, czyli słynnych, singapurskich lodów o imponujących rozmiarach. Większość deserów jest wegańska, do moich ulubionych należy słodka i ciepła zupa z czarnego sezamu, grass jelly czyli galaretka z rośliny z rodzin mięty, ciepła pasta fistaszkowa z ryżowymi kluseczkami lub oczywiście ice kechang. Nie dajcie się nabrać na turystyczne wersje tego przysmaku takie jak te o smaku truskawek, a wybierzcie lokalny smak słodkiej kukurydzy, mango lub czerwonej fasoli. Kosz deseru: 4 – 10 złotych.
- Tiong Bahru Bakery, 56 Eng Hoon:gdy zaspokoicie już apetyt i przyjdzie Wam ochota na chwilę spaceru oraz spokoju przy dobrej herbacie ruszcie do Tiong Bahru, które zostało okrzyknięte najmodniejszą dzielnicą w Singapurze. W tej spokojnej, cichej okolicy możecie przyjemnie pospacerować, a przechadzkę przeplatać odwiedzinami w licznych małych sklepikach, takich jak na przykład kultowa księgarnia Books Actually lub pełen skarbów Strangelets. A po tym wszystkim usiądźcie wygodnie w Tiong Bahru Bakery, które słynie z europejskich wypieków. Oprócz niewegańskich wypieków mają tu na szczęście świetne herbaty oraz napary i miło jest znad kubka naparu z chryzantemy poczytać książkę obserwując życie dzielnicy.
- Ting Bahru Food Centre, 30 Seng Poh Road: tuż obok Tiong Bahru Bakery znajduje się lokalny market pełen sklepów oraz małych budek z jedzeniem.
Niestety, na razie jest w remoncie i nie wiadomo kiedy wróci.Remont zakończony, a budynek wygląda pięknie! W Tiong Bahru Centre działa teraz jedna wegetariańska budka, można też zjeść tutaj pyszny rojak, czyli słodko – kwaśną sałatkę z owoców i warzyw oraz dosę, czyli naleśnik z ryżu i soczewicy z ziemniakami.
Już wkrótce podzielę się drugą częścią relacji opisując najlepsze wegańskie stołówki i lunchownie!
XXX
Marta
Absolutnie fantastyczny przewodnik, już dawno nic mnie tak nie zachecilo do podróży!
Mam nadzieję,że przepisy będą 🙂
Lit, przepisy z podróży zbierana są do nowej książki 🙂
A jak jest z opcjami bezglutenowym? Sa jakieś oznaczenia czy raczej kiepsko?
Magata, oznaczeń brak – natomiast w zależności od stopnia bezglutenowości być może nie byłoby to takie trudne. Jeśli wybierałabyś jedynie makarony (ryżowe) z tofu i warzywami oraz ryż z dodatkami byłabyś bezpieczna – a tych dań jest najwięcej! 🙂
ech może w przyszłym życiu tez mi będzie dana taka podróż 😉
Już tak dużo pozytywów słyszałam o Singapurze, a teraz jeszcze Twoja ocena wegańskiej strony ulicznego jedzenia i jestem kupiona! Na początku muszę spełnić się w Polsce, potem Berlin, potem Singapur <3 Czy miasto zaskoczyło Cię jakoś? Czy opiszesz swoje spostrzeżenia kulturowo-społeczne w osobnym poście? Wiem, że to niezbyt spójne z kulinarnym blogiem, ale jestem pewna, że nie tylko ja pragnę takiej lektury 🙂 Pozdrawiam!
Weroniko, miasto zaskoczyło mnie pod wieloma, wieloma względami! Postaram się wpleść więcej tych obserwacji do drugiej części relacji 🙂
Marto, ile czasu spędziłaś w Singapurze?
Gosiu, na razie 10 dni.
Następnym razem zapraszamy na północ i zachód: tam turystów mniej, dżungli więcej, a hawkery i foodcourty lepsze niż w centrum, bo bardziej dla miejscowych. I jeszcze guma: można żuć (jest na receptę – raz w taką gumę wdepnęłam, teraz rozumiem dlaczego), nie wolno wwozić 🙂
Mk, następnym razem chętnie! Za dużo atrakcji, żeby wszystko zaliczyć na raz! 🙂
Po przeczytaniu i obejrzeniu dopadł mnie straszny głód:P Wszystko wygląda obłędnie <3
Oh jak pysznie! Slinianki wariują. Trzeba bylo posłuchać i nie na głodnego….gulp
O jejui! Aż ślinka cieknie na widok takich pyszności! Strasznie Ci zazdroszczę tych podróży i tego, że zawsze takie pyszne jedzonko możesz próbować. ??
polecam Maxwell Court 🙂 nieznosny wybór:)
Zdjęcia są przepyszne! Najbardziej intrygujące są „wegańskie żeberka” ;). Czy możesz zdradzić, z czego są zrobione? Albo może przewidujesz przepis na nie w przyszłości? A tak na marginesie, w ramach ciekawostki 😉 – będąc w Indiach, jadłam curry z miąższem owocu drzewa chlebowego – miąższ ten ma bardzo „mięsną”, zwartą strukturę, podsmażone i podane w sosie kawałki mocno przypominały mięso. I tak sobie pomyślałam, że owoc ten mógłby być świetna bazą do różnych a’la mięsnych wegetariańskich dań, gdyby był szerzej dostępny w Polsce ;).
cudownie, niedługo będę w Singapurze, nie mogę się doczekać! czekam na drugą część o street foodach 🙂 pozdrawiam!
a gdzie przepisy
Hihi, będą w książce! 😉
Marto, czekam na niecierpliwie na część drugą. Mój wypad do SIN zbliża się wielkimi krokami i chciałabym tym razem bazować na Twoich rekomendacjach zamiast wysłużonych książkowych przewodników. No i przeczuwam, że znajdzie się tam parę słów o Little India…
Wszystkie wygląda na prawdę przepysznie! Na samą myśl o zupie kokosowej rozpływam sie 🙂 Zazdroszczę takiej podrózy. Pozdrawiam
Wszystko wygląda na prawdę przepysznie, a na samą myśl o zupie kokosowej rozpływam się 🙂 Zazdroszczę możliwosci odbycia takiej podrózy! Pozdrawiam
O mamo, zjadłbym wszystko z tego wpisu!
Potrawy są tak kuszące, korzystając z nich to, co myślę w mojej głowie. głód zaczął mnie dręczyć
Wszystko wygląda przepysznie!
Mmm… Wszystko wygląda tak pięknie, że aż ślinka cieknie!
Hej Marta, czekamy na przewodnik streetfoodowy <3
Wszystkie dania wyglądają smacznie, nie mogę się doczekać lutego, wtedy jadę do Singapuru i zjem te wszystkie smaczne potrawy 🙂 !
Znaleźliśmy dzisiaj Kwan Inn i desery, było przepysznie – dziękujemy za wskazówki! 😀
Dziękuję Marto.
Dzięki twoim wskazówkom mieliśmy prawdziwą ucztę kulinarną w Singapurze. People’s Park Center, poziom-1, to nasz główny punkt, podczas kilkudniowego pobytu. Wracaliśmy tam kilka razy, a dania u tych samych sprzedawców były każdego dnia inne, jedno smaczniejsze od drugiego. Masz rację, Singapur to wegańsko/wegetariański raj.
Magda, też kocham tych wspaniałych sprzedawców z People’s Park, aż się rozczuliłam na wspomnienie ich jedzenia <3
Dziekuje za ten przewodnik!!! Podczas pobytu w Singapurze odwiedzilismy Miao Yi w People’s Park oraz Yi Xin Vegetarian – w obydwu miejscach bylismy zachwyceni ❤️ Laksa w Yi Xin to zdecydowanie moj faworyt 🙂
really nice information from KASKUSTOTO
KASKUSTOTO
say hi to you because of this article
KASKUSTOTO
waiting for the next article
KASKUSTOTO
the best site ever
TOTO MACAU
come and play toto games here
TOTO TOGEL
toto togel best ever in the world
TOTO TOGEL
KASKUSTOTO the best